Otoz dowiedzelismy sie od szefa kuchni, ze jagniece kotlety - po prostu musza byc twarde. Niestety byly na tyle twarde, ze nie udawalo sie ich ukroic, nie mowiac o przyjemnosci z jedzenia.
OK, kaczka byla wysmienita, mieciutka i z pysznym sosem.
Pierozki z szyjkami rakowymi dobre, ale dosc ciezkie - z serem i olejem.
Zupa z boczniakow jakby za bardzo wygotowana, grzyby nie wyczuwalne, a rosol bardzo esencjonalny. Jakby za slony?
I takie drobiazgi, jak brak wody mineralnej niegazowanej w temperaturze pokojowej, tylko z lodowki. Kelner podal kranowke w cytryna, hm.
Mielismy tez szczescie, ze byly wolne stoly w niedziele wczesnym popoludniem. Niestety o mojej rezerwacji stolika na 5 osoba, zlozonej 2 tygodnie wczesniej, nikt nie slyszal....
Przy rachunku kelner owszem wspomnial o niejadalnej jagniecinie. Dodam, ze jest to jedno z najdrozszych dan w karcie. Tak, na rachunku nadal byla (pomimo, ze w calosci danie zostalo zwrocone do kuchni) - w cenie pomniejszonej o cale 3 zlote, z 69zl na 66. Zdumiewajace podejscie do klienta....
Raczej nie bedziemy tam wracac.