Liczy się tylko kasa... Szczerze i gorąco – NIE POLECAMY! A już na pewno na dłużej niż max 2 noce (choć naszym zdaniem i nawet na 2 noce nie ma sensu). Zaczniemy od internetu, którego tam praktycznie nie ma i najuczciwiej byłoby, gdyby właściciel nie...podawał, że jest. Tłumaczenie, że zgłosili awarię routera miesiąc temu też jest nieprawdą, bo już w opiniach sprzed kilku miesięcy widać, że to tam duży problem. My w rodzinie mamy telefony w Orange, Play i T-Moblie i zasięg (tel i net) jest w tej wiosce bardzo słaby we wszystkich tych sieciach, ich internet niczym nie różni się od naszego. Niektórzy tak chcą, ale wtedy wybierają takie miejsce świadomie. Druga sprawa – upewnij się, jaki pokój zostanie Ci przydzielony. Pokoju, który nam przydzielono, nie było na zdjęciach. Poza tym zdjęcia vs rzeczywistość 6:1 (gratuluję fotografa). Po trzecie - nie za te pieniądze! Zapłaciliśmy prawie 500 zł za 1 noc za pokój 4-osobowy ze śniadaniem (2 dorosłych i 2 dzieci, byliśmy tam tydzień), a max co powinniśmy zapłacić za ten standard to 250-300 zł, a to i tak zawyżone niezłym śniadaniem wliczonym w cenę. Wyszła nam bardzo droga baza wypadowa do Łagowa, MRU czy Świebodzina. Te skrzypiące podłogi (nagraliśmy sobie filmik na „pamiątkę”, nie spodziewaliśmy się, że aż tak wyraźnie będzie to słychać), stojące pośrodku pokoju i wystające niebezpiecznie ponad poziom podłogi belki konstrukcyjne (pokoje na poddaszu), drzwi, okno z najtańszą, popsutą roletą, zmęczone najtańsze poduszki z Ikea (Gosa Vadd z 2013 – sprawdziliśmy) mogą mieć swój urok (na pewno?), ale na max 2 noce. Zresztą konieczność opłaty całego pobytu z góry i brak możliwości bezpłatnego lub choć częściowo płatnego anulowania pobytu powinien dać nam do myślenia. Nie wiemy jak z częścią nad restauracją, ale tam gdzie są pokoje od 10 do 15 ściany są z nidy albo kartonu. Słyszysz wszystko co robi sąsiad. Łazienka to klitka z umywalką wielkości dwóch moich dłoni. Obsługa (właściciele i pracownicy) jak poprosisz, to Ci pomogą, ale sęk w tym, że właśnie o wszystko się musisz prosić. Jak przyjdziesz na śniadanie o 9.00 to ok, ale potem musisz się prosić o kawę, herbatę, sztućce itp., a jeśli mają więcej klientów to sam sobie musisz posprzątać stolik, żeby mieć gdzie zjeść. Obrusy prane są chyba w pierwszy czwartek miesiąca (przynajmniej tak wyglądały pod koniec miesiąca). Po czwarte – to nie miejsce dla dzieci. Jeśli chcesz spędzić wakacje z dziećmi, poszukaj innej lokalizacji. Jezioro czyste, ale z dnem którego dzieci raczej nie lubią (polecamy raczej j. Łagowskie). Brak innych atrakcji. Po piąte – ceny w restauracji. Zupa 20 zł, drugie danie 50-60 zł. Niby karta konstruowana na bieżąco, potrawy pseudo Ą, Ę, ale przez cały nasz pobyt jedynymi stałymi rybami w karcie były śledzie i łosoś (jednego dnia pojawił się pstrąg alpejski), a przypominamy, że Gościniec położony jest nad jeziorem, nad które chętnie przyjeżdżają wędkarze. I po szóste – odnieśliśmy wrażenie, że ogród jest tam ważniejszy niż klient. Że klient zawadza. Że Gościniec nastawiony jest na klienta jednorazowego, nie zależy im (nie wierzą w to?), żeby ktoś przyjechał tam kolejny raz. Przywitały nas całodniowe roboty w ogrodzie (przez 2-3 dni od rana do wieczora), w kolejnych dniach pobudką był poranny odgłos pompy (w końcu trawę trzeba podlać, ogród musi pięknie wyglądać, to nic, że goście się nie wyśpią). I kiedy myśleliśmy, że nic nas już nie zaskoczy, w dniu wyjazdu, tuż przed budzikiem obudził nas smród ogniska – to właściciele postanowili spalić liście i krzewy pozostałe po wcześniejszych pracach. Musieliśmy zamknąć okno i w saunie pakować się do domu. Radzimy zastanowić się 8 razy zanim naciśniesz „rezerwuję i płacę”.Więcej